Obra

6-9.06.2003 r.

Udział wzięli:

 

1.      Gosia + Cypis

2.      Magda + Olek

3.      Uli + Torsten

4.      Sebastian (pierwszy raz na spływie w naszym gronie)

5.      Shuya czyli ja

 

Zapraszam do galerii zdjęć made in Cypis and Shuya

Oraz do galerii zdjęć made by Uli and made by Torsten

 

Rzeka Obra bardzo mnie oczarowała. Spodziewałem się średniej wielkości kanału płynącego wartkim nurtem głównie w linii prostej. Lecz Obra to bardzo malownicza rzeka, wijąca się głównie na obszarach leśnych. Warto było nią popłynąć. Jak wynika z jednego opisu znalezionego w internecie, przez Jezioro Wielkie nie można przepłynąć do końca czerwca, gdyż znajduje się tam rezerwat ptaków. W związku z powyższym rozpoczęliśmy naszą przygodę z Obrą od pola biwakowego za Rybojadami. Leśne pole biwakowe przy drodze na trasie Pszczew – Rybojady zarządzane jest przez Pana Ottera (0600 194 885). Facet jest bardzo miły, w początkowej fazie rozmów, gdy jeszcze nie dotarła cała nasza ekipa, a siedziałem tylko z Madzią, po dłuższej rozmowie o życiu, rzekach, spływach i turystyce, chciał nam odpuścić opłaty, które i tak nie były za wysokie (2,80 za osobę + 2,40 za namiot). Jednak gdy zapytałem o możliwość przechowania samochodów i wyszło, że to nie jest spływ małżeństwa po rozwodzie (gdy przyjechał zastał mnie z Madzią, jeden kajak, a rozbite 2 namioty!) zaproponował, że nas skasuje według cennika a samochody przechowa u siebie przy domu za darmo, dodatkowo odwiózł naszych kierowców na miejsce startu. Piszę o tym wszystkim, by przedstawić Pana Ottera w bardzo korzystnym świetle, bo człowiek tego wart!

 

Spływ rozpoczęliśmy o 11.45, czekaliśmy na Sebastiana, który właśnie przyjechał z Niemiec, zanim dojechał, rozłożył kajak, odstawił samochód minęło trochę czasu. Rzeka miała bardzo wysoką temperaturę. Od 3 tygodni panował upał i ani razu nie padało, miało to też inne negatywne konsekwencje, zakaz palenia ognia w lesie oraz bardzo niski poziom wody. Na rzece każda przeszkoda była nasza, przez każde zwalone drzewo na całej szerokości trzeba było się ocierać! Ale za to przepływaliśmy pod przeszkodami, które sprawiały trudności innym kajakarzom płynącym w mokrej porze. Na miejscu startu dno było bardzo muliste, przy tym toczyła się tam zajadła wojna pijawek wielkości małego palca u ręki ze ślimakami, wejście do wody wręcz niemożliwe, dlatego wsuwaliśmy kajaki do wody uprzednio zapakowane na brzegu. Poprzedniego wieczora bardzo przydał nam się turystyczny prysznic Moniki, wsiadłem na kajak Olka i napełniłem go na środku rzeki, tak więc nikt nie musiał się zmagać z mułem, pijawkami i przybrzeżnymi komarami, by umyć ręce czy kubek.

 

Po wypłynięciu rzeka malowniczo płynęła wzdłuż lasu a ja uczyłem się płynąć na jedynce. Dotychczas miałem możliwość pływania tylko na 2-osobowych kajakach. Różnica jest znaczna. Kajak jest lżejszy i krótszy, przez co jest bardziej zwrotny a przy tym podatny na znoszenie na zakrętach. Szybciej reaguje na czynności kajakarza. Na szczęście na początkowym odcinku nie było zbyt wielu przeszkód, więc szybko zmieniłem stare przyzwyczajenia. Odcinek 6-km do Leśniczówki niedaleko Siercza pokonaliśmy w godzinę (koło leśniczówki ładne miejsce na nocleg) i dalszy odcinek do Policka w kolejną godzinę. Rzeka na tej trasie jest bardzo łatwa, bez większych zakrętów i przeszkód. O godz. 14 stawiliśmy się w Policku w szkole podstawowej do głosowania w Referendum Unijnym. Okazało się, że byliśmy jednymi z pierwszych głosujących. W małych wioskach do głosowania idzie się zwykle po kościele w niedzielę. Zaliczyliśmy przy okazji sklep spożywczy i w drogę. Za Polickiem rzeka zmieniła trochę swój charakter. Zaczęła bardziej meandrować, więcej zwalonych drzew znajdowało się w wodzie. Stało się jasne, że tego dnia na pewno nie dopłyniemy do Gorzycy. Nagle pojawiła się tabliczka: Pole biwakowe Gorzyca 5 h. I wszystko stało się jasne. Zatem pozostał nam scenariusz awaryjny: nocleg w Żółwinie gdzie według opisów internetowych powinno być jakieś pole biwakowe. Dopłynęliśmy do Żółwina i nie znaleźliśmy żadnego ładnego miejsca. Zrobiła się już 19. Ładne pole znajduje się ok. 2 km dalej za wioską po lewej stronie niedaleko Obrzycy. Jedna część pola znajduje się przy rzece, ale teren jest tu średnio-równy, zarośnięty i obfitujący w komary, nieco powyżej po schodkach jest duża równa polana a miejscem na jakieś 50 namiotów. Obok znajduje się ośrodek wypoczynkowy składający się z drewnianych domków i murowanego kompleksu sanitarnego z kibelkami i prysznicami. Niegdyś czytając opis Obry w internecie dziwiłem się, czemu dla uczestników spływu prysznic jest tak ważnym elementem. Teraz rozumiem. Rzeka ma bardzo niedogodne wejścia do wody. Przede wszystkim muł z pijawkami! Dlatego raczej nie ma mowy o kąpieli w rzece, no chyba, że z pomostu! Dlatego na tego typu rzece przydaje się prysznic (stacjonarny lub przenośny). Po negocjacjach z właścicielem spuścił nam cenę z 5 do 4 zł. za osobę i rozbiliśmy się na miejscu powyżej. Ciepłej wody pod prysznicami już nie było, ale po upalnym dniu chłodna też była super! Kolacyjka i ognicho! Pograliśmy z Cypisem na gitarkach, upiekliśmy kiełbach, Sebastian odpalił beczułkę piwka, Niemcy odkorkowali EU-ropejskie wina. Powyliśmy do księżyca we wszystkich znanych językach (Rakieta) i udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.

 

Niedziela. Drugi dzień płynięcia. Upał. Nie można wyjść na słońce, tak gorąco. A przed nami kawał drogi. Jakoś udało nam się przed 12 wyruszyć. Przy rzece z obu stron rośnie dużo drzew, patrząc na mapę kajakarz spodziewa się otwartych przestrzeni, jednak drzewa doskonale wypełniły przestrzeń wzdłuż rzeki i dały nam tego dnia bardzo dużo cienia. Po godzinie płynięcia osiągnęliśmy Międzyrzecz. Zatrzymaliśmy się po lewej stronie przy moście. Po przejściu przez most ok. 100 m dalej Netto. Lody, piwo, napoje, zakupy i dalej w drogę. Po kolejnej godzinie Święty Wojciech. Ładny drewniany most nad rzeką prowadzący do kościółka położonego nieopodal. 20 min. drogi dalej z prawej strony niezłe miejsce na biwak. My jednak płyniemy dalej. Zaczynają się liczne przeszkody, lecz możliwe do pokonania bez konieczności wyciągania kajaka z wody, choć często trzeba wychodzić z kajaka. Niski poziom wody nie pozwala pokonać ich w kajaku. Trzeba przesuwać kajaki ponad zwalonymi drzewami. Ale są też zmyślnie wyryte w ziemi kanały wokół drzew wskazujące, że ktoś jednak zadaje sobie trud, by uczynić Obrę rzeką przyjazną dla kajakarzy. Po drodze spotykamy co godzinę tabliczki odmierzające odległość w godzinach do pola biwakowego w Gorzycy. O ile na początku odległości się zgadzały, to odcinek od 2 h do 1 h pokonaliśmy w 15 min. Dalej jednak płynęliśmy godzinę. Ten odcinek był bardzo malowniczy, rzeka cudnie wiła się w lesie, woda bardzo ciepła i czysta, jednak szlak dosyć uciążliwy, może ze względu na poziom wody. Gorzycę osiągnęliśmy ok. 17. Jest tam ładne miejsce do kąpieli w rzece, sam biwak to bardzo duża polana z ładnie przystrzyżoną trawką oraz zadaszonymi stoliczkami. Co ciekawe, zwalone wzdłuż rzeki drzewo, które według opisów innych kajakarzy zmusza do przenoszenia kajaków brzegiem, co w konsekwencji powoduje, że pozostaje się tu na noc, w dniach naszego spływu znajdowało się ok. 1,5 m ponad poziomem rzeki, tak więc nie trzeba było nawet się schlać, by pod nim przepłynąć. Postanowiliśmy płynąć dalej do zalewu. Po godzinie płynięcia w dalej dość uciążliwych warunkach rzeka nam odpuściła, zaczęła się  wolna poszerzać i skończyły się przeszkody. Na brzegach nie było widocznych różnic wody, co sugerowało, że znajdujemy się na zalewie. Około 20 znaleźliśmy piękne, dzikie miejsce na nocleg. Z lewej strony rzeki ładne miejsce w lesie a od brzegu wychodził długi, ok. 12 m drewniany pomost. Pozwoliło nam to uniknąć kontaktu nów z mulistym dnem i wysiadanie oraz kąpiele bezpośrednio z pomostu. Cały wieczór i pół nocy spędziliśmy zresztą właśnie na tym pięknym pomoście, słuchając rechotania żab i śpiewu ptaków. O ognisku na pomoście nie było mowy. A Magda z Olkiem rozbili sobie na nim namiot i tam pozostali na noc. Około północy burza wykurzyła nas do namiotów na lądzie, jednak Madzia z Olkiem to twardziele i pomimo burzy, deszczu i wiatru pozostali na pomoście. Mi zaś cudnie zasypiało się gdy powietrze stało się wilgotne a deszcz miarowo ocierał się o tropik namiotu.

 

Poniedziałek. Rano przywitało nas słońce. Ciepło, ale nie tak już gorąco jak poprzednio. Po śniadaniu na pomoście i porannej kąpieli zapakowaliśmy się do kajaków i drogę. Płynięcie zalewem to czysty relaks, jedyną uciążliwością mógł być co najwyżej wiatr Na środku zalewu odbiliśmy na Chycinę. Po półgodzinnym wiosłowaniu najpierw zalewem, potem pod lekki prąd bardzo czystą rzeką dopłynęliśmy do pięknego, czystego i ciepłego jeziorka. Dobiliśmy ok. 200 m od ujścia rzeki z jeziora po lewej stronie tam, gdzie jest pole biwakowe na górze. Kąpiel w jeziorze, ładne, piaszczyste wejście, kawa, ciastka, relaks i powrót najpierw na rzekę Jeziorną a następnie na zalew. Ostatni odcinek do zapory i elektrowni pokonaliśmy tak, jakbyśmy nie chcieli dopłynąć już do końca naszego spływu. Choć przenoska jest z prawej strony zapory, my dobiliśmy z lewej, gdyż jest tam ładna plaża ośrodka wypoczynkowego. Ładne wejście do wody, ładna trawa na suszenie i rozkładanie kajaków. Kierowcy poszli po auta a reszta ekipy zajęła się składaniem sprzętu. Jedyny problem stanowi elektroniczny klucz do bramy by wjechać na teren ośrodka i elektrowni. Udało mi się go zdobyć od pani mieszkającej przy ośrodku. Jeśli drogi odwiedzający moją stronę będziesz potrzebował dostać się na teren elektrowni, dojeżdżając z zewnątrz do bramy udaj się w lewo, tam jest ładne gospodarstwo i bardzo miła Pani. Kiedyś zaufała osobie, którą pierwszy raz widziała na oczy – czyli mi – i pożyczyła mi swój klucz na pół dnia. Kiedy już przyjechała nasza ekipa, zapakowaliśmy auta i wróciliśmy do naszych domów, rozjeżdżając się na 3 strony świata: na wschód Gdańsk, na zachód Berlin i na północ Szczecin. Ja pamiętałem i oddałem pani klucz.

 

Na koniec podsumowanie.

1.      Nie udało nam się zrealizować planu, by pierwszego dnia dotrzeć do Gorzycy z Trzeciela. Lecz przy wyższym poziomie wody uważam to za całkiem osiągalne, trzeba jednak wypłynąć przed 11 i nie zatrzymywać się w Policku na referendum i Międzyrzeczu na lody.

2.      Gdybyśmy wypłynęli godzinę wcześniej lub poświęcili mniej czasu przerwie w Międzyrzeczu, drugiego dnia mogliśmy dopłynąć do biwaku w Chycinie, jednak warto było zostać na pomoście.

3.      Ostatni planowany odcinek do Starego Dworka mógłby dojść do skutku jedynie przy wyższym poziomie rzeki. Jak dowiedziałem się od właściciela pola koło Obrzycy poziom jest niski i jest tam sporo przeszkód. Jednak:

4.      Owocem tej wyprawy jest plan Obry Epilogu, podobnie jak przed 3 laty na Gwdzie. Tym razem chcemy zacząć od ciągu 3 jezior, spłynąć Jeziorną do Obry (ładne miejsce na nocleg u ujścia) dalej kolejny dzień do Starego Dworka lub Lisiej Góry, i kolejny do Ujścia Noteci do Warty.

5.      Spływ był bardzo udany, Obra jest najdalej wysuniętą na południe rzeką, którą płynęliśmy. Pogoda piękna, ekipa sprawdzona. Zaczęliśmy śpiewać po niemiecku!!!

 

Co dalej?

Nasze rzeki      Strona główna