Pliszka

6-8.09.2003

Udział wzięli:

1.      Torsten

2.      Shuya

Zdjęcia Shuyi

 

Tak się złożyło, że z naszego klubu wszyscy w tym czasie byli bardzo zajęci, a zarówno Torsten jak i ja mieliśmy nieodparte parcie na wodę. Wybraliśmy się na składanych jedyneczkach Torstena Klepperze oraz Sebastiana Pouchu. Stary, dobry, niezawodny, niemiecki sprzęt. Wczesną wiosną Torsten zrobił zwiad, sporządził mapy i byliśmy już gotowi. Spływ ten był o tyle nietypowy, że pierwszy raz jechaliśmy na spływ przez Berlin. Moim samochodem dojechaliśmy na start a Torstena auto Uli miała zostawić we Frankfurcie. Zatem logistycznie byliśmy zorganizowani.

 

Sobota

O północy dojechałem do Berlina, kolacyjka, piwko i lulu. Rano pakowanie i o 7:30 już w drogę. Dojechaliśmy o 10 do Kosobudek, na moście zaczęliśmy rozkładać kajaki. Bez problemu dogadałem się z miłym gospodarzem z białego domu przy moście i bezpłatnie zostawiłem u niego w zagrodzie swoje auto. O 12.00 wyruszyliśmy. Początkowo rzeka bardzo płytka – nawet na jedynki. Często burłaczenie. Rzeka z czasem robiła się coraz głębsza i już po 2 godzinach płynęło się w miarę dobrze. Bardzo dużo przeszkód w postaci zwalonych drzew, lecz dawało się je pokonać bez przeciągania lądem.

W Kijewie staw przed zastawką, przenoska ok. 50 m. prawą stroną a następnie ok. 200 m. burłaczenie po kamiennych płyciznach, aż wpłynie cała woda ze stawów i pstrągarni. Niedaleko po prawej miejsce na biwak, lecz my płyniemy dalej jeszcze 2 godziny. I popłynęlibyśmy dalej, lecz trzeba przenocować przed wyschniętym jeziorem, bo tam przez kilka godzin płynięcia nie ma miejsca na nocleg – podmokło. Tereny piękne, spotkaliśmy jelenia i sarny. Zostajemy na noc. Tego dnia zrobiliśmy 12 km w 7 godzin. Szlak dziewiczy, bardzo trudny, ostre zakręty, płytko, kamienie. Ufff...

 

Niedziela

Pobudka 8 rano o 10 już na wodzie. Przed nami wyłania się labirynt. Niegdyś było tu jezioro, dziś wąska rzeczka płynie sobie zygzakowatym zygzakiem opływając wielokrotnie tę polanę. Odcinek w lini prostej o długości 1 km płyniemy we 2 godziny, przedzierając się przez trzciny. W końcu wpływamy znów do lasu i niedługo dopływany do Pliszki. Tu przy moście czeka nas przenoska. Kajaki wyjmujemy pod mostem schodkami z lewej strony, następnie w prawo mostem i wzdłuż prawego brzegu jakieś 150 m. Potem znowu płytko, kamienie itp. Jakieś 100 m. i można już płynąć. Woda jest już stojąca, bo dopływamy do jez. Ratno. Bardzo pięknie tu i malowniczo. Wejście na jezioro ginie w trzcinach. A jezioro bardzo płytkie, właściwie sam muł. Po wypłynięciu z jeziora bardzo ładny most kolejowy. Rozlewiska i jez. Wielickie. Tu wiele dogodnych miejsc na biwak. I  pewnością zostalibyśmy tu na nocleg, lecz musimy dopłynąć do Frankfurtu. Na końcu jeziora gratka dla kolegów z klubów WW. Zjeżdżalnia!!! My jednak przenosimy kajaki 20 m. z prawej. Jest tu fajne miejsce na nocleg, lecz nie dla nas. Dalej rzeka bardzo malownicza. Dziki las, koryto szersze niż pierwszego dnia i głębiej. Płynie się bardzo fajnie, wszystkie liczne przeszkody pokonujemy z wody, czasami przeciągamy po drzewach. W końcu dopływamy do kolejnej przenoski – wodospadu po zniszczonym spiętrzeniu. Przenosimy z lewej 25 m. Jest już 19.00 niedługo zacznie się ściemniać, dlatego szukamy miejsca na nocleg. Spotykamy bobry, czaple no i w końcu znajdujemy miejsce na nocleg. Kajaki zostawiamy przy rzece a namioty stawiamy na wysokiej półce na wysokości wierzchołków drzew rosnących przy rzece. To był ciężki dzień, walna na wyschniętym rozlewisku, przenoski, przeszkody, za to cały czas się płynęło. Jednak piękna przyroda rekompensowała wszystkie trudy. 26 km w 9 godz.

 

Poniedziałek

Pobudka 6.00, na wodzie o 7.55. To się nie zdarza na normalnym spływie. Przed nami kawał drogi a auta czekają. Wkrótce docieramy do wodospadu przy zrujnowanym młynie. Przenoska z prawej ok. 50m. przez las. Bardzo ładny leśny odcinek. Cała trasa od Wielickiego do Sądowa przypomina mi Drawę na odcinku poligonu od Lubia. Pojawiają się głazy w wodzie, rzeka płynie wolno i nie wyczytasz z wody, że za chwilę będziesz na czymś siedział. Ok. 10 dopływamy do Sądowa, pod mostem udaje się przepłynąć po bystrzu, potem jednak zaczynają się schody. Przerzucenie kajaków przez ogromne zwalone drzewo, dno muliste, nie ma nawet jak stanąć. Brzegiem się nie da, drzewa! Sądów to sądny odcinek, tracimy tu zbyt wiele czasu, a na koniec duża przenoska z lewej jakieś 150 m. obok elektrowni. Ktoś zorganizował lepsze wejście do wody, lecz jeszcze nie zdążyło się utwardzić i grzęźliśmy w stromym piachu. W 2005 będzie super! Potem za wioską znów jest ładnie, bardzo ładnie! Aż woda zaczyna zwalniać, nawet staje i zaczynają się rozlewiska przed Koziczynem. Są one bardzo zarośnięte a pod wodą czają się zaostrzone pieńki, wymarzone dla składaków. W końcu dopływamy do Koziczyna. Przenoska dość długa przez teren pstrągarni i elektrowni. Dobrze, że kajaki są lekkie i mamy wózek. Jest 15.00 robimy krótką przerwę, posiłek, i przygotowujemy flagi (będziemy niedługo płynąć Odrą a przepisy nakazują posiadanie takowych). Dalej rzeka znowu piękna, leśna, fajne przeszkody do pokonania. Dopływamy do Uradu. Rzeka wypływa z lasu i zaczyna się odcinek łąkowy sugerujący dopłynięcie do Odry. Przed samą Odrą jeszcze przeszkoda – próg, którego przy wyższym poziomie wody w ogóle nie ma. 18.00 Odra. Zatykamy flagi, Torsten czarno-czerwono-żółtą, ja biało-czerwoną. Rzeka płynie bardzo szybko, oceniam na 6 km/h. Jak wiosłujemy, to pędzi się że ho!ho! Robi się późno a żegluga Odrą dozwolona jest tylko za dnia. Mijamy post przy przejściu granicznym Świecko i na 20.00 dopływamy do Słubic. Zatrzymujemy się po polskiej stronie i nikomu nie przeszkadza, że dopłynęły kajaki, ludzie wyciągają z nich jakieś torby, worki i inne, potem jeden gość biegnie przez most na niemiecką stronę, a potem pakują te torby do samochodu na niemieckich blachach i jadą na polską stronę – odebrać mój samochód.

Dojechałem do Szczecina o 2.00 w nocy. Byłem padnięty, za to odcinek pokonaliśmy przedni tego dnia. 22 km Pliszką i 17 km Odrą. 12 godzin na wodzie! To mój rekord, na Harpaganie było 11 h i 15 minut. Tego dnia rzeka najpierw była szeroka, leśna z głazami, rozlewiskowa stojąca z ostrymi palikami, potem wąska leśna ze zwałkami, łąkowa wykręcona i na koniec autostrada!

3 dni na wodzie, 77 km., fantastyczne przeżycia, różnorodność rzeki, otoczenia... A ja nieźle dostałem w kość. Ale warto, naprawdę warto! Polecam

 

 

Co dalej?

Nasze rzeki      Strona główna